06MTG3_21 OPOWIEŚĆ ŚWIĄTECZNA NIECO MAKABRYCZNA
OPOWIEŚĆ ŚWIĄTECZNA NIECO MAKABRYCZNA
ANNA BRACHACZEK
Dawne Święta po tarnogórsku od tych dzisiejszych różnią się po pierwsze tym, że drzewiej w Grodzie Gwarków – choć pamiętają to już chyba nieliczni – bywał śnieg. A moje z nimi wspomnienia? Pierwszym są pływające w wannie karpie, których pęcherze pławne – to sprawa nieco makabryczna – trzymałam na parapecie. Łuski, oczywiście, się zostawiało, żeby być bogatym. W dzieciństwie stała u nas sztuczna choinka z obowiązkową lametą. No i zawsze było uchylone okienko, żeby Dzieciątko miało jak wejść z prezentami. Pod obrusem kładłam sianko, na stole – jako, że jesteśmy rodziną mieszaną – barszcz z uszkami (objadałam się nimi jeszcze przed kolacją), ziemniaki, karp i kapusta zasmażana.
Moim pierwszym zapamiętanym prezentem była złota rybka. Dostałam ją, kiedy miałam sześć lat, ale nie spełniła ona, niestety, żadnego mojego życzenia. Nie przemówiła też ludzkim głosem.
Jej przed Świętami, podobnie zresztą jak innych prezentów, nie znalazłam. Do dziś nie wiem, gdzie rodzice je przede mną chowali. Przed samą Wigilią były na pewno w szafie, bo sama widziałam, jak tata je stamtąd po kolacji wyciągał. Myślał, że nic o tym nie wiem, ale w pokoju mieliśmy przecież drzwi z szybą!
Na Pasterkę nigdy nie chodziłam, bo grzeczne dziewczynki o tej porze śpią :)
Od dawna mieszkam już poza Tarnowskimi Górami, ale w tym roku na pewno spędzimy część Świąt u mamy na miejscu. Cieszą się z oczywistych powodów wszyscy, a szczególnie mama – mój mąż wymieni jej przy tej okazji zamek w drzwiach.
ANNA BRACHACZEK (na zdjęciu z rodzinego albumu po prawej) – tarnogórzanka, wokalistka i autorka tekstów, kompozytorka, instrumentalistka, znana przede wszystkim z występów w zespole muzyki alternatywnej BiFF